Klub Młodego Literata

SP nr 28 we Wrocławiu

  • Główna
  • Sample Page

26

lis

Co się wydarzyło nad jeziorem?

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

Noc. Ciemna i tajemnicza, skrywająca za swoją mroczną płachtą wiele sekretów. W pewnym miejscu głęboko w lesie znajdowało się jezioro. Woda w nim była czysta i pięknie odbijała światła gwiazd i księżyca. Pokrywała je też gęsta jak mleko mgła, która wydawałoby się, że mogła próbować ukryć to, co jeziorze znajduję się na prawdę.

Nastał świt, w wiosce otoczonej gęstym lasem siedział mężczyzna o imieniu Karol. Miał ciemne, bujne włosy i tak samo ciemne oczy. Często przebywał przed swoim domem, spoczywając na drewnianym krześle. Wiódł spokojne życie. Brakowało mu jednak miłości. Co prawda nie miłości rodzinnej, żył razem ze swoją młodszą siostrą. Ich więź była nierozerwalna. Zawsze wspomagali się nawzajem w trudnych sytuacjach i byli dla siebie nawet w najgorszych chwilach. Jednak bardzo różnili się od siebie pod względem charakteru. On – wycofany, spokojny i poważny, a jego siostra… No cóż. Można powiedzieć, że była bardzo energiczna. Potrafiła wpakować się w kłopoty w prawie każdej sytuacji i tak było też i tym razem.

Nadszedł wrzesień. Liście zaczęły już lekko żółknąć na koronach drzew, brakowało już letniego słońca, a nadszedł jesienny wiatr. Mężczyzna wstał ze swojego łóżka, aby przygotować śniadanie dla niego i jego siostry. Poszedł ją obudzić. Zapukał trzy razy i nie usłyszał odpowiedzi. “Najczęściej już wstawała. Może dalej śpi, chociaż to do niej nie podobne… Zawsze była rannym ptaszkiem.” – pomyślał Karol. Zapukał ponownie, tym razem głośniej. Nadal cisza.

– Malina! Wstawaj, bo zaraz będzie śniadanie! – krzyknął mężczyzna. Cisza. „Chyba zaraz tam wejdę… Zaczynam się martwić” – postanowił Karol. Złapał za klamkę, otworzył drzwi i… ani śladu po dziewczynie. Łóżko było puste, a otwarte za to było okno. „U-uciekła?!” – przestraszył się. Postanowił wyjść z domu i jej poszukać. Jego spokojny dzień został zakłócony. Ubrał się i wziął ze sobą strzelbę na wypadek, gdyby była w niebezpieczeństwie. Wychodząc zamknął drzwi i ruszył biegiem w głąb lasu. Tracił już siły, gdy nagle usłyszał dźwięk kobiecego głosu. „Nuci coś… Chwila, przecież to głos mojej siostry!” – Karol niewiele myśląc rzucił się w stronę, z której pochodził dźwięk. Przedzierał się przez gąszcze, gdy zobaczył ją stojącą przy małym jeziorze i zrywającą owoce z krzaka.

– O cześć! Po co przybiegłeś? – zapytała Malina patrząc na swojego brata.

– Chyba sobie żartujesz… Nie było cię w domu, prawie postradałem zmysły, a ty wyszłaś sobie pozbierać… maliny?! – wykrzyczał zirytowany Karol.

– No…. Tak…? Nabrałam ochoty na spacer do lasu. Nie chciałam cię budzić, więc wyszłam oknem. A gdy spostrzegłam jezioro i do tego maliny obok niego, to musiałam je pozbierać. Przecież nazywają się tak samo jak ja! To przeznaczenie!

– Nie wytrzymam z tobą… Chodź, wracamy coś zjeść.

Malina przytaknęła i zaczęli kierować się w stronę domu. Karol obejrzał się jeszcze raz na jezioro. Coś w nim przykuło jego uwagę, coś przyciągało go do niego… Na razie to zignorował i poszedł dalej. Minął już dzień i zapadł zmrok. Malina szykowała się już do zaśnięcia w swoim pokoju. Przed snem jednak pomyślała: „Jutro też wybiorę się w to miejsce, ale muszę chyba zrobić to wcześniej. Tym razem wrócę jeszcze przed śniadaniem.” I zasnęła. W tej samej chwili Karol zaczął rozmyślać o jeziorze. Nie mógł wyrzucić sobie tego z głowy. Miał wrażenie, że ono świdruję go wzrokiem i zaprasza do siebie. Nie wytrzymał. „Niby to ja jestem ten poważniejszy w rodzinie, a sam planuję teraz ucieczkę…” – pomyślał i wyszedł z pokoju. Zabrał ze sobą tylko strzelbę i świeczkę, aby oświetliła mu drogę. Zapalił ją i wyszedł z posiadłości.

Zapamiętał drogę bardzo dobrze, aż sam był zdziwiony. W końcu dotarł do tego miejsca. Pochylił się nad jeziorem, aby przyjrzeć mu się bardziej i nagle zamiast swojego odbicia zobaczył emanującą niebieskawym światłem kobietę. Zachwiał się i upadł z przerażenia. Zaczął się wycofywać, myślał już o ucieczce, ale zobaczył, że kobieta powoli wychodziła z jeziora. Przez jego głowę przechodziło tysiące myśli. „Czy ona chce mnie zabić? O co może jej chodzić?!” Nimfa (jak podejrzewał Karol) wyszła z wody i wyciągnęła do niego rękę. W końcu spojrzał na nią i zobaczył, jaka jest piękna. Miała gęste, ciemne włosy i białą suknię. Na jej głowie spoczywał wianek z wodnych kwiatów. Karol wręcz zarumienił się na jej widok. Nagle kobieta przemówiła:

– Nie lękaj się. Nie chcę cię skrzywdzić. Chciałabym ci tylko coś pokazać… – przemówiła. Dla mężczyzny jej głos był anielski. Czuł, że mógłby się w niej zakochać. Złapał ją za rękę, a ona pociągnęła go w stronę jeziora.

– Cze-czekaj! Chcesz mnie utopić? Nie mogę przecież oddychać pod wodą! – krzyknął przerażony Karol.

– Nic ci się nie stanie. Zaufaj mi, jesteś chroniony.

Z tymi słowami wskoczyła do wody ciągnąc mężczyznę za sobą. Bał się zderzenia z wodą, ale kiedy już to się wydarzyło, poczuł, że może oddychać, a także widzieć pod wodą! A jak było pięknie! W wodzie pływało wiele ryb, które świeciły niebieskawym połyskiem, tak jak kobieta. Był to odmienny świat. Patrzył z podziwem na wszystkie stworzenia. Nimfa w tym czasie patrzyła się na niego z rozmarzeniem. Zabrała go dlatego, że poczuła, że może mu ufać. Brakowało jej towarzystwa kogoś innego, a ten młodzieniec wydawał jej się cudownym człowiekiem. Gdy kobieta razem z Karolem podziwiali jezioro, Malina też przybiegła nad jezioro. Jakie jednak było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła strzelbę swojego brata leżącą przy brzegu. Zaczęła, więc krzyczeć:

– Karol?! Jesteś tu?!

Jej brat usłyszał to, tak samo jak nimfa. Ona przerażona powiedziała mu:

– Nie chcę nikomu innemu pokazywać tego świata… Przepraszam, muszę niestety zabrać ci te umiejętności, ale nie lękaj się, wyrzucę cię na brzeg bezpiecznie. Kiedy przyjdziesz sam, możemy zobaczyć się jeszcze raz.

I tymi słowami wyrzuciła go na brzeg. Przerażona Malina podbiegła do niego i spytała:

– Wszystko dobrze?! Nic ci nie jest?!

Karol zszokowany nie odpowiedział. Pomyślał tylko: „do następnego razu…”

Wiktoria K. 7a

To był kolejny piękny dzień nad jeziorem. Słońce już powoli zachodziło. Na niebie pojawiły się różne kolory zachodzącego słońca. Później nastała całkowita ciemność.

Następnego dnia wyszedłem na polowanie do lasu. Kontynuowałem rodzinną tradycję, jednak było to moje jedyne źródło utrzymania. Idąc leśną ścieżką zobaczyłem dziewczynę zbierającą owoce leśne. Mam wrażenie, że od tamtej pory zmieniło się całe moje życie.

Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Była tak piękna, że nie mogę tego wyrazić słowami. Od razu się pewnie zarumieniłem, co pewnie zauważyła tamta dziewczyna. Odwróciła się i zapytała:

– Dlaczego tak sam chodzisz po lesie?

Ja pewnie zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, ale zobaczyłem, że ona również. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ nie spodziewałem się takiej jej reakcji. Kiedy ona skończyła zbierać maliny , poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy dość długo i szybko zrozumiałem, że bardzo dobrze się rozumiemy. Dowiedziałem się, że ma na imię Karolina i pracuje w cukierni. Ja również opowiedziałem jej, że jestem myśliwym. Bałem się jej reakcji, bo czasami niektórzy ludzie negatywnie patrzą na ten zawód, jednak ona uznała, że to zawód jak każdy inny. Bardzo się cieszę, że Karola nie miała żadnych krytycznych przekonań co do mojego zawodu. Chciałem podtrzymać naszą znajomość, dlatego chciałem zaprosić ją na następne spotkanie:

– Pomyślałem, że może jutro znów możemy się spotkać, co ty na to?

– Bardzo chętnie. Jeżeli nie masz nic przeciwko, może w tym samym miejscu co dzisiaj? Jest tu tak pięknie, kolorowo – odpowiedziała moja nowa znajoma.

Takich spotkań było wiele. Najpierw zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, jednak z czasem parą. Od samego początku czułem (i pragnąłem) żebyśmy utworzyli szczęśliwy związek. Naszym ulubionym miejscem spotkań była oczywiście ten las i jezioro, nad którym się poznaliśmy.

Pewnego dnia byliśmy umówieni, jednak Karolina długo nie przychodziła. Przechadzałem się wzdłuż jeziora i nagle zobaczyłem dziewczynę płynącą w jeziorze. Nigdy nie widziałem jej wcześniej, ale wydawało mi się, że potrzebuje pomocy. Nagle niespodziewanie wynurzyła się z wody i przybrała postać nimfy. Zaczęła mówić do mnie powolnym, spokojnym głosem:

– Jestem duchem ochraniającym to jezioro. Jednak raz na sto lat muszę powrócić na ziemię i zebrać owoce z pobliskiego lasu. Jednak moja noga utknęła pomiędzy dwoma ciężkimi kamieniami i nie mogę się poruszyć. Czy mógłbyś mnie uwolnić?

Nie myśląc długo, wskoczyłem do jeziora i wtedy w jednej chwili tajemnicza postać zniknęła. Natomiast poczułem, jakby jakiś silny prąd przyciągał mnie na dno. Chciałem się wynurzyć, ale nie dałem rady się ruszyć. Wiedziałem, że jeżeli szybko ktoś znad jeziora mnie nie uratuje, to mogę już pogodzić się ze śmiercią. Najbardziej żałowałem, że już nigdy, przez moją lekkomyślność nie zobaczę Karoliny…

Kiedy tak rozmyślałem, poczułem , że ktoś podał mi duży, brązowy patyk, abym się go złapał. Bez wahania chwyciłem go i wypłynąłem na powierzchnię. Byłem tak słaby, że od razu położyłem się na brzegu, żeby trochę odpocząć.

Leżałem tak chyba przez dłuższy czas. Dopiero kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że to właśnie Karolina mnie uratowała. Na początku nie mogłem w to uwierzyć, ale później dotarło do mnie, że gdyby nie moja dziewczyna już bym nie żył. Jestem i będę jej za to do końca życia wdzięczny.

Aleksandra A. 7a

0 komentarzy

23

paź

Opowiadania z kropką :) z okazji Dnia Kropki

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

Kiedy postawiłam kropkę nad i (w zeszycie oczywiście), miałam pewność, że to koniec. Była pora kolacji, ale nikogo nie było w domu. Byłam zupełnie sama, chyba.  Zeszłam na dół.  Spojrzałam na zegarek.  Była dwudziesta.  Za około godzinę wrócą rodzice. Poszli na ważną konferencję. Koleżanki pojechały na wakacje. Rodzice uznali, że powinnam się w tym czasie uczyć. Poszłam jeszcze raz wszystko przeczytać. Gdy skończyłam, usłyszałam dzwonek. Jak tylko otworzyłam drzwi, usłyszałam kłótnię.
– Zielony – mówiła mama – to taki spokojny kolor.
– Różowy – zapewniał tata – przecież wszystkie dziewczyny go lubią.
– Zielony.
– Różowy.
– Zielony.
– Różowy – kłócili się coraz głośniej.
Postanowiłam ich zostawić, ale to z różem było dziwne.
– Zielony pozwoli jej odrabiać lekcje!
– Różowy pozwoli jej poczuć się jak księżniczka!
– O co wam chodzi? – postanowiłam się wtrącić.
– Chcemy urządzić ci pokój marzeń – powiedziała mama i zaczęła się znowu kłócić – zielony.
– A ja myślę, że woli róż.
– Jeśli coś mam do powiedzenia, to wolę niebieski. – Rodzice chwilę patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
– Och, dobrze…. a lampy ci zrobimy zielone!
– Nie, bo różowe!
– To mój pokój, więc sama go zaprojektuję- postawiłam kropkę nad i.
– Dobrze.
– Dobrze.

Milena P.

Tam, gdzie nikt nie wchodził od wieków

 

Był środek roku szkolnego. Przyjaciele właśnie mieli pójść na zajęcia z magii. Do ich paczki należeli: Lucy – magini powietrza, Kate – magini wody,  Jack – mag ziemi i Sting – mag ognia. Wszyscy mieli po 15 lat. Każdy z nich się różnił, ale mimo to byli nierozłączni.

Nagle zadzwonił dzwonek na lekcję. Czwórka przyjaciół była bardzo daleko od klasy, więc zaczęli biec.

-Kate, pośpiesz się!

-Nie mogę! Nie mam takiej magii jak wy, że mogę się sama przyśpieszyć!

-Lucy, pomóż jej.

-Się robi!

Lucy byłą znana z tego, że była szybka jak błyskawica. Tym razem jednak rozpędziła się do takiej prędkości, że wraz z przyjaciółką z całej siły przywaliły w ścianę. Zaraz po tym ściana wsunęła się do środka i ich oczom ukazał się ukryty, ciemny korytarz.

-Dziewczyny, nic wam nie jest?!

-Nie, ja się już przyzwyczaiłam… Patrzcie! –Powiedziała szybkobiegaczka wskazując na tajny korytarz – nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę to zbadać.

-No nie wiem, czy to dobry pomysł – szepnęła strachliwa magini wody – nie możemy opuścić lekcji…

-Ehhh… Raz na jakiś czas nie zaszkodzi!

-Ja wolałabym tam nie wchodzić.

-Przestań Kate, chodź.

Kate, Lucy, Sting i Jack weszli do ciemnego korytarza.

-Sting, oświetlisz nam drogę?

-Jasne.

Nagle ściana zatrzasnęła się za nimi.

-Aaaaaaa! Zostaliśmy tu uwięzieni – pisnęła mała Kate.

-Spokojnie, przecież jestem magiem ziemi, więc bez problemu podniosę tą ścianę.

-Nie gadajcie tylko chodźcie! –krzyknęła Lucy.

Coraz bardziej pogłębiali się w niekończącą się ciemność.

-Boję się…

-Kate, nie musisz być wiecznie taka strachliwa!

-Nie jestem taka jak ty, Lucy…

-Przestańcie się wreszcie kłócić, tam jest jakaś ogromna sala.

Rzeczywiście, Sting nie zmyślał. Szli w stronę wielkiej, bardzo jasnej komnaty. Nie sądzili jednak, że spotkają tam kogoś im znajomego…

-Nie wierzę!

-To ty!

Przed nimi ukazał się ich kolega z klasy, który prawie nigdy nie zjawiał się na lekcjach. Potężny mag lodu – Harry.

-Witam was – przywitał się i uśmiechnął się pod nosem.

-Ja nawet zapomniałam o jego istnieniu!

-Weź mnie nie obrażaj! Może i nie chodzę do szkoły, ale dalej żyję.

-Przecież siedzisz w szkole – dodał mag ziemi.

-No nieważne.

-Czemu tu siedzisz? Ciągle tu jesteś? I czemu nie przychodzisz na lekcję?

-Nie mam potrzeby, aby chodzić na lekcję. A was nie powinno tu być! Lodowe uderzenie!

-Sting! Magia połączona.

-Jasne!

-Ogniste tornado!

-Lodowa tarcza!

-Wodne cięcie!

-Dosyć tego! Lodowy rycerzu, uwolnię cię!

Mag lodu rzucił zaklęcie i ku im oczom ukazał się bardzo duży, lodowy rycerz.

-Sting, stop go!

-Z wielką przyjemnością!

-Sorry Sting, tego lodu nie da się stopić.

-Że jak?

-Lodowy rycerzu, uderz w nich.

Marionetka Harrego uderzyła w czwórkę przyjaciół zgodnie z poleceniem. Jednak nie trafiła. Ziemia pękła. Biegli tak szybko, na ile im nogi pozwalały. Ziemia waliła się za nimi. Sting postanowił postawić kropkę nad „i”. Z rozwścieczoną, groźną Iną wzniósł się w powietrze. Płomień uderzył w lodowego maga, a na jego ciele pojawiły się duże i poważne rany.

-To cały Sting!

Mag ognia miał zadać ostateczny cios, gdy Harry powiedział:

-Wystarczy! Poddaję się!

Wszystko ucichło.

-Czemu jesteś taki dziwny?

-Uczyłem się kiedyś, ale wszyscy nazywali mnie słabeuszem. Jestem silny, ale jeszcze daleko mi do takiej potęgi, jaką ty osiągnąłeś.

-Nikomu ani słowa o tym co się tu wydarzyło.

-Zgoda.

Sting podał mu rękę.

Potem wszyscy w ciszy wyszli ze zniszczonej komnaty. Nazajutrz Harry pojawił się w szkole i według danej obietnicy nikomu nie powiedział o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Pół roku później cała piątka przedwcześnie zakończyła naukę, bo nie potrzebowali więcej lekcji.

Emilia T.

 

 I koniec kropka!

-Mamo, ale pozwól mi jechać z Andżeliką na wakacje, proszę.

-Nie, już ci mówiłam. To, że możesz jechać z Wrocławia do babci autobusem 15 minut, nie znaczy , że możesz jechać 3 godziny pociągiem. Poza tym wiesz , jaka jest sytuacja Andżeliki. Jej tata mieszka w Lublinie a ona tutaj, a żeby nie robić mu kłopotu ona sama musi do niego jeździć!

-Ale mamo proszę.

-Ale… Ale..

-Przestań ,bo nazwę cię Ala i tak to się skończy z tym „ale”.

-Mamo, sama mówisz, że Andżelika podróżuje, pozwól mi z nią jechać. Ona się mną „zaopiekuje”. Poza tym jedziemy do jej ciotki, jest bardzo miłą, młodą osobą.

-Kasia przestań! Ja nawet nie wiem,  kto to jest.

-Ech…  I tak pojadę!

-Nie pojedziesz i koniec kropka! – Powiedziała mama ostro.

Zastanowiłam się jeszcze, co to może znaczyć, ale pomyślałam, że nie będę drążyć tego tematu, gdy mama jest zła, bo jeszcze bardziej ją wyprowadzę z równowagi.

– Idź już spać Kaśka – Powiedziała tym razem łagodniej, ale nadal ze złością.

– Dobrze.  – poszłam do łóżka.
W nocy wymyśliłam inną metodę na namówienie mamy. Rano zadzwonił mój budzik, zerwałam się  i ubrałam mundurek. Zeszłam na dół na śniadanie i przywitałam się z mamą.

– A co to za ranny ptaszek?

– Mamo, słuchaj, miałaś rację z wczorajszym dniem.

– Kochanie…

– „A propos”, co miała znaczyć ta kropka?

– A to ty nie wiesz? „Koniec kropka” mówi samo przez się, że skończyłam.

– Achaaa… – Dzięki.

– No i z tym wyjazdem to przemyślałam to, chyba, że nie chcesz już jechać?

– Chcę, chcę, tylko czy mi pozwolisz?

– Wiesz co? Jesteś już duża i możesz jechać. Po szkole się spakuj, bo wyjeżdżasz pojutrze, o 7:30 masz być na peronie z Andżelą.

– A ty skąd to wiesz?

– Od mamy Andżeli. Podziękuj też jej, to ona mnie przekonała. Wczoraj wieczorem dzwoniła.

– Dzięki, dzięki, dzięki! – Wykrzyknęłam radośnie.

– Kocham cię koniec i kropka – powiedziałam.

Katarzyna K.

 

0 komentarzy

31

maj

Lata 70-te XX wieku

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

Gdybym przeniosła się do Polski 40 lat wcześniej, to nie miałabym telefonu ani komputera. Byłoby więcej czasu na wychodzenie na dwór, gdzie bawiłabym się z koleżankami np. na trzepaku. Mielibyśmy takie same meble jak wszyscy sąsiedzi i może nawet czarno- biały telewizor bez pilota. Myślę, że pilot i tak nie byłby za bardzo potrzebny, bo Telewizja Polska nadawała tylko dwa programy. Na szczęście moja babcia umie szyć na maszynie, więc chodziłabym pięknie ubrana, gdyby babci udało się zdobyć jakiś materiał. Rodzice mieliby dla mnie dużo więcej czasu, ponieważ kończyliby pracę zawsze o 15 00. Pewnie razem stalibyśmy w kilometrowych kolejkach, aby zrealizować kartki. Cała Polska szalałaby za Abbą, Baetelsami ( The Beatles) i Rolling Stonesami (The Rolling Stones). Słuchalibyśmy również polskich wokalistów takich jak Irena Santor, Anna Jantar i Czesław Niemen.

W latach 70. Polska odnosiła duże sukcesy sportowe. Ulice miast i wsi były puste, kiedy Orły Górskiego (, bo tak nazywano reprezentację Polski w piłce nożnej ) grały o złoty medal na Olimpiadzie w Monachium albo, gdy telewizja transmitowała Wyścig Pokoju. Mielibyśmy również swojego człowieka w kosmosie, a był nim  Mirosław Hermaszewski, który w 1978 r. przez 8 dni przebywał na orbicie okołoziemskiej  na radzieckim statku Sojuz 30. Jeżeli rodzice mieliby dużo szczęścia jeździlibyśmy Fiatem 126p popularnie zwanym maluchem- „cudowny” samochód tamtych czasów, do którego wchodziła pięcioosobowa rodzina z  psem i bagażami. W 1978 r. wszyscy przeżywaliśmy wybór Karola Wojtyły na papieża.

Uważam, że lata 70. XX w. to bardzo ciekawy i oryginalny okres, ale nie wiem, czy przetrwałabym w tamtych czasach.

Weronika M.

0 komentarzy

31

maj

Bajka o pawiu

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

W pewnym kraju, którym rządził dobry i sprawiedliwy władca żył piękny ptak. Kiedy był małym pisklęciem podarowano go hrabiemu Arielowi w prezencie.  Hrabia opiekował się nim, a ptak rósł i piękniał. Właściciel zachwycał się swoim pawiem i nie pokazywał go nikomu innemu. Inne zwierzęta mieszkające w zamku również zachwycały się ptakiem i go wychwalały. Pawiowi bardzo się to podobało i nie było dnia, w którym nie słyszałby komplementów.

Jednak było mu mało tych pochwał od współtowarzyszy i zainteresowania hrabiego, bo chciał pokazać się innym ludziom. Pewnego dnia, gdy w zamku odbywało się przyjęcie paw wydostał się ze swojej zagrody i trafił do sali balowej. Wszystkim zebranym zaparło dech w piersiach, gdy rozłożył swój kolorowy ogon.  Nikt nie widział jeszcze tak pięknego ptaka. Właścicielowi pawia sie to nie spodobało, ale nie mógł już nic zrobić. Odtąd w posiadłości hrabiego Ariela pojawiali się coraz to nowi goście by podziwiać urodę niezwykłego ptaka. Był piękny i wszyscy się nim zachwycali, a on pragnął coraz więcej pochwał.

Stał się niemiły i zaczął się wywyższać wobec swoich przyjaciół. Nie wystarczyły mu już nawet komplementy przybywających ciągle nowych gości, wśród, których znalazł się nawet sam król. Postanowił pokazać się całemu światu. Pewnej nocy uciekł z posiadłości hrabiego i udał się w podróż.
Wędrował kilka dni i nie spotkał na swojej drodze nikogo, kto mógłby go wychwalać. Zniechęcony chciał wrócić do domu, ale nie wiedział jak. Brudny, wychudzony, bez kilku piór w ogonie błąkał się po okolicy.
Gdy spotykał zwierzęta i ludzi nikt się już nim nie zachwycał i cierpiał bardziej z tego powodu niż z powodu utraty domu. W końcu umarł z tęsknoty za swoją dawną urodą.

No, więc i morał z tej opowieści taki, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Magdalena Kaczyńska

0 komentarzy

31

maj

Całe moje życie stanęło na głowie

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

Wracałam do domku babci i dziadka ze świetlicy środowiskowej. Nie byłam ani szczęśliwa, ani smutna. Raczej zamyślona. Coraz częściej rozmyślałam nad słowami, które powiedział mi tata: „Pewnie kiedyś całe Twoje życie stanie na głowie. Zaakceptuj to, a będziesz szczęśliwsza, niż ktokolwiek dotąd był. Wciąż nie mogłam zrozumieć sensu wypowiedzi ojca. I pewnie wyjaśniłby mi to, ale dzień później zniknął. Od tego zdarzenia minął wtedy rok, a mi te słowa nadal dźwięczały w uszach.

Nagle wpadłam do jakiegoś dołu, którego nikt nie widział. Spadałam tak bez końca, aż nagle upadłam na jakiś materac i bezpiecznie wylądowałam.

-Długo na Ciebie czekaliśmy – usłyszałam w myślach czyjś głos – Ale przyszłaś.

-Kim jesteś – zapytałam w myślach – Nie widzę Cię.

-Jestem Maja – odpowiedziano mi w myślach – Wyostrz zmysły, a mnie zobaczysz.

Faktycznie. Gdy się lepiej przyjrzałam, zobaczyłam małe światełko unoszące się w powietrzu. Wyglądało jak świetlik, jednak gdy Maja podleciała bliżej, ujrzałam maleńką, złotą istotkę, wyglądającą zupełnie jak ja.

– ,, Czym jesteś”?- zapytałam zdumiona i nieco wystraszona.

-,, Nie czym, tylko kim”- usłyszałam w myśli rozbawiony głos- ,, Jestem Tobą. Twoim pozytywnym charakterem, dobrem i uczciwością. Chwilę przed tym, jak się tu zjawiłaś nie odczuwałaś konkretnego uczucia. Wpadłaś w pewnego rodzaju trans. Gdy rozmyślasz nad czymś, jakimś zdaniem, słowem, które jest dobre, wpadasz w taką dziurę, jak teraz. To nic złego. Wręcz przeciwnie. To ci się jeszcze na pewno kiedyś przytrafi”.

– ,, Rozumiem. Ale chyba po coś tu jestem, mam jakieś zadanie….. prawda?”- spytałam się.

– ,,Prawda”- odpowiedziała Maja- ,, Ty znalazłaś się tu po to, abyś się dowiedziała o swojej misji. Czy jesteś gotowa się jej podjąć?”

– ,, Tak mi się wydaje”- odpowiedziałam głosem drżącym z przejęcia.

– ,, A więc posłuchaj: Twoje zadanie polega na tym, żebyś była dobra dla innych ludzi. Na zaczepki nie odpowiadaj, bądź dla wszystkich w miarę możliwości miła. ,, Zarażaj” wszystkich dobrem. Niech też się tacy staną”.

I nagle znalazłam się znów na chodniku. Była dokładnie ta sama sekunda, w której wpadłam do dziury.

Odtąd moje życie stanęło do góry nogami. Do teraz znoszę zaczepki i staram się być miła. Szczerze mówiąc odpowiada mi takie życie. Od tamtego czasu miałam jeszcze dwa podobne spotkania. I chyba właśnie zaczyna się następne… Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dorota Sikora

0 komentarzy

31

maj

Nasza szkoła za czasów mojej babci

Autor: E.C.  Kategoria: Aktualności, Proza

O swojej szkole opowiedziała mi moja babcia Ania. W roku 1957 rodzice zapisali ją do Szkoły Podstawowej nr 28 we Wrocławiu przy ulicy Greckiej 59.
Lekcje odbywały się na dwie zmiany, a w klasie było do 40 osób, ponieważ do niej należały Strachowice, Nowy Dwór, Muchobór Mały. Budynek nie zmienił swojego wyglądu, poza pokryciem dachu, elewacją i oknami. Klasy były bardzo skromne, okna bez firan i żaluzji, a w blatach ławek znajdowały się otwory na kałamarze, do których woźny dolewał atrament. Zeszyty miały wyblakłe, niebieskie okładki, kartki z papieru makulaturowego, na których podczas pisania atrament się rozlewał. Nikt wtedy nie myślał o długopisach ani piórach kulkowych. Do pisania służyła stalówka osadzona w obsadkę, moczyło się ją w atramencie i tak się pisało. Każdy uczeń był zobowiązany do noszenia czarnych lub granatowych fartuszków z białymi kołnierzykami i zmiennego obuwia. Dziewczyny musiały mieć włosy związane, a chłopcy krótko przystrzyżone. Nauczyciele wymagali od uczniów większej dyscypliny niż dzisiaj. Stosowane były kary cielesne, jak i moralne np. wystąpienie przed całą szkołą na apelu. Uczniowie byli zdyscyplinowani, szanowali nauczycieli, byli im posłuszni, w czasie przerwy byli spokojni, nie urządzali bójek, a latem wszyscy wychodzili na boisko i wspólnie spędzali czas. Zmieniły się również podręczniki i system nauczania. Uczniowie mogli odkupować podręczniki od starszych kolegów przez parę lat, ponieważ się nie zmieniały jak dzisiaj. W każdej szkole i klasie były one jednakowe. Nauka trwała przez sześć dni w tygodniu. Wolne były tylko niedziele. Szkoła nie miała patrona, a opiekuna, była to Fabryka Wagonów „Pa-Fa-Wag”.
To był cudowny czas, a z kolegami i koleżankami babcia spotyka się do dziś.
Michał Fluder

0 komentarzy

23

mar

Wehikuł czasu

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

PODRÓŻ W CZASIE

            Był pierwszy dzień wakacji. Pamiętam, jakby to się stało wczoraj. Dzisiaj to wam opowiem.

W pierwszy dzień wakacji odwiedziła mnie Milena. Poszłyśmy razem do sklepu z ubraniami. Każda z nas wzięła sobie po jednej sukience i poszła do przebieralni. Stwierdziłyśmy, że pasują jak ulał, więc kupiłyśmy je i wróciłyśmy do domu. Chciałyśmy się w nich pokazać rodzicom, dlatego poszłyśmy na strych. Gdy weszłyśmy na górę zobaczyłam bardzo fajną przebieralnię i podeszłam do niej. Jednak obok była też i druga. Weszłyśmy do nich i zobaczyłyśmy różne guziki. Wcisnęłam największy i cała przebieralnia zaczęła się trząść. Milena myślała, że tak ma być i zrobiła to samo. Na monitorku pojawiły się czterocyfrowe liczby, które nagle zaczęły maleć.

Gdy wyszłam z przebieralni monitorek wyświetlał 1665 i wtedy zrozumiałam, że przeniosłyśmy się w czasie. To był wehikuł czasu! Wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle: miałam duże zielone oczy, długie brązowe warkocze i kowbojski strój. W pobliżu zobaczyłam stajnię z czterema końmi. Były tam dwa duże ogiery, jedna klacz i malutki źrebaczek. Milena, gdy zobaczyła konie, powiedziała że zostanie z nimi, a ja dosiadłam jednego wierzchowca i pognałam do pobliskiego miasteczka.

Był tam sklep z serami i budka z napisem SZERYF. Wtedy zrozumiałam , że naprawdę jestem na Dzikim Zachodzie. Zobaczyłam białego psa z obrożą, na której napisano PIORUN. Powiem wam, że nie tylko był podobny do mojego Pioruna – to po prostu był mój Piorun. Pewnie wszedł za mną do przebieralni.

– Piorun, co tu robisz? – spytałam. – No tak, wszędzie za mną łazisz… Wskakuj do plecaczka i jedziemy.

Minęliśmy hipnotyzera, sklep z antykami, kowala i … mechanika.

– Proszę pana, skąd pan się tu wziął? Jest rok 1665 i nie ma mechaników.

– To długa historia – odparł. – Lepiej powiedz, w czym mogę ci pomóc.

– Chciałabym już wrócić do domu, razem z przyjaciółką niechcący przeniosłam się w czasie.

– Jak ja cię rozumiem – westchnął. – Prowadź do wehikułu!

Gdy dotarliśmy na miejsce, mechanik coś poprzestawiał i już mogłyśmy wracać przez naszą przebieralnię do domu. Nacisnęłyśmy guzik i już po chwili byłyśmy na miejscu.

Pożegnałam się z Mileną i poszłam na strych po sukienkę. Zobaczyłam złotą lampkę. Wytarłam ją z kurzu i nagle wystrzeliła w powietrze. Po chwili leżałam na piasku. Niebo było fioletowe, w paski, a ja już wiedziałam:

– Jestem w lampie dżina!  Ale to już inna historia. Czy jest tu jakiś mechanik???

Emilia Tomaszewska klasa III c 

TITANIC URATOWANY

Nie tak dawno oglądałem film pt.: „Titanic”. Zrobiło mi się  smutno, że ten statek zatonął. Pomyślałem, że gdybym miał możliwość cofnięcia się w czasie i zapobiegnięcia katastrofie, byłbym bardzo szczęśliwy.  Poszedłem do piwnicy, żeby  przynieść ziemniaki. Kiedy tam wszedłem  zobaczyłem, że na półce leży dziwny zegarek, a obok niego kartka. Najpierw wziąłem kartkę, na której było napisane, że ten zegarek umożliwia podróż w czasie. Na kartce była też instrukcja jak się nim posługiwać. Polegało to na tym, że jeden przycisk cofał w czasie,  a drugi na odwrót. Wtedy pomyślałem, że mógłbym cofnąć się w czasie do dwudziestego wieku,  do 1912 r. i zapobiec katastrofie statku „Titanic”. Nacisnąłem więc przycisk i pojawiłem się w tunelu czasu.  Wyglądał on tak, że na ścianach były zegarki, a ja latałem dookoła nich. Nagle puściłem i znalazłem się na ulicach Liverpoolu. Zobaczyłem kapitana „Titanica”.  Kapitan nagle się o coś potknął i gdyby nie ja wpadłby do morza.

–Widzę, że jesteś spostrzegawczy chłopcze. Chciałbyś pracować na Titanicu w bocianim gnieździe?- zapytał kapitan. Za to, że mnie uratowałeś będziesz miał jedzenie i noclegi za darmo- dodał kapitan.

-Tak, zgadzam się- odpowiedziałem.

***

Kiedy wszedłem na pokład, a potem na bocianie gniazdo, siedziałam tam przez cztery dni. W wolnym czasie piłem mleko i  patrzyłem, jak fruwają mewy. Piątego dnia wiedziałem, że będzie płynąć góra lodowa, więc jak tylko zapadła noc czuwałem na bocianim gnieździe.  Kiedy tylko ją zobaczyłem krzyknąłem:  „Góra lodowa!” Już mieliśmy się zderzyć, gdy statek zahamował. Potem wszyscy cieszyli się ,że ich uratowałem. Kiedy dotarliśmy do Nowego  Jorku odbyło się przyjęcie na moją cześć. Za trzy miesiące wróciliśmy do Anglii. Nacisnąłem przycisk w zegarku i wróciłem do domu do 2014 r.  Przyniosłem ziemniaki do domu. Okazało się, że w tym czasie nie minęła ani sekunda.  Po tym wszystkim chciałem obejrzeć  film  „Titanic”.

Eryk Pszczołowski kl. III c 

Podróż w czasie – Wrocław, rok 2214

Każdy z nas chciałby się przenieść w przyszłość, jest to w prawdzie niemożliwe, ale mi i mojej koleżance to się przytrafiło.

Pewnego dnia mój dziadek zbudował maszynę do teleportowania się w czasie. Była wspaniała, ale dziadek mówił „nie dotykać”, gdy zbliżałam się do maszyny. Następnego dnia przyjechała do mnie Milena i bawiłyśmy się w detektywów, gdy mój dziadek wyszedł ze swojego warsztatu my potajemnie się tam zakradłyśmy. W warsztacie dziadka na środku stała ta jedyna maszyna z tysiącami przycisków. Milena kliknęła niebieski przycisk, a maszyna dziwnym głosem powiedziała: „Powiedz ile dni lub lat chcesz przenieść się w przyszłość”? Milena powiedziała „200 lat w przyszłość to wystarczający czas”. Po chwili drzwiczki do maszyny otworzyły się, a my niepewnym krokiem weszłyśmy do środka. Nagle maszyna zaczęła się trząść, a my poleciałyśmy do jakiegoś miasta. Gdy tam wylądowałyśmy zobaczyłyśmy wielką tablicę z napisem „Wrocław 2214 rok.”

Rozejrzałyśmy się dookoła i ze zdziwieniem zapytałam Milenę: „Widzisz jakiś samochód?” Milena krótko i szczerze odpowiedziała: „Nie widzę”. Nagle na moją głowę spadł kabanos, a po chwili usłyszałam „przepraszam”. Spojrzałyśmy w górę, a tam masa samochodów i rowery ze skrzydłami, a obok nas przeleciał jakiś chłopak na desce. Zrobiłyśmy wielkie oczy i otworzyłyśmy buzię ze zdziwienia, ponieważ pierwszy raz widziałyśmy takie cuda.

Nie mogłyśmy w to wszystko  uwierzyć, domy były kolorowe i w różnych kształtach. Dookoła było bardzo dużo zielonych drzew i barwnych kwiatów. Zapytałyśmy przechodzącej dziewczynki, jak się tutaj żyje, a ona  odpowiedziała, że idealnie, ponieważ wszystko jest ekologiczne, powietrze jest czyste i dlatego żywność nie jest skażona, a wszyscy są zdrowi. Powiedziała również, że ludzie są szczęśliwi, ponieważ wszyscy mają pracę i żyją w dostatku, i nikomu niczego nie brakuje. Nie ma też przestępców i świat jest piękny i kolorowy, jak te domy. Byłyśmy z Mileną pod ogromnym wrażeniem, że w przyszłości jest tak jak w bajce i każdy by chciał tak żyć. Miałyśmy ochotę obejrzeć to wszystko, ale nasza wyprawa zaczęła dobiegać końca, ponieważ coś zaczęło nas wciągać i po chwili wylądowałyśmy z powrotem w warsztacie dziadka. Szybko pobiegłyśmy do mojego pokoju, ale po drodze spotkałyśmy dziadka, który zapytał, gdzie tak długo byłyśmy? A my równocześnie odpowiedziałyśmy, że w bajce i pobiegłyśmy dalej.

To była przygoda mojego życia i chciałabym, żeby świat wyglądał tak, jak ja go zobaczyłam w przyszłości. Może z Mileną zbudujemy taką samą maszynę i częściej będziemy wybierać się w przyszłość.

 

                                                                                     Julia Leszkiewicz  klasa 3c

Wehikuł czasu

Pewnego czwartkowego dnia zapukał do naszych drzwi listonosz. Przywiózł list , który był do mnie. A więc szybko wzięłam list podziękowałam i pożegnałam listonosza. W liście było napisane, czy chciałabym chodzić do szkoły o nazwie Hogwarts. Ja i mama wytrzeszczyłyśmy oczy. Myślałam, że Hogwarts nie istnieje… Mama powiedziała, że może mnie zapisać do Hogwarts-u. Tak się ucieszyłam i uściskałam mamę. Mama poinformowała mnie, że już jutro pojadę do szkoły magii i czarodziejstwa. I gdy to usłyszałam, to w szybko poszłam się zapakować. Po zapakowaniu się była godzina 19:00, a była to godzina, o której powinnam się już myć, a po myciu spanie.

Rano obudziłam się o godzinie 9:38. Po pierwsze – umyłam się, ubrałam się , po drugie zjadłam śniadanie, a po trzecie założyłam kurtkę i buty i wyszłam na dwór, żeby kupić potrzebne rzeczy. A to wszystko można kupić na ulicy Pokątnej. Dokładnie nie pamiętam jak się tam dostałam. A na liście były takie rzeczy do kupienia: czarna szata, różdżka, zwierzątko, kociołek i jeszcze kilka innych przedmiotów. Po zakupach poszłam na dworzec, gdzie musiałam iść na peron „dziewięć i trzy czwarte”. Z początku miałam problem, bo nigdzie nie mogłam znaleźć tego peronu. Po chwili zobaczyłam, jak jakieś dzieci jechały z wózkiem prosto w mur! Ale cudem gdzieś się „przeteleportowały”. Ja też spróbowałam i też się „przeteleportowałam”. I tam gdzie byłam był peron „dziewięć i trzy czwarte”. Uśmiechnęłam się i weszłam do pociągu. W tym pociągu poznałam: Rona Wesleya, Hermionę Grenger i Harrego Pottera.

Przez całą drogę rozmawialiśmy ze sobą. kiedy dotarliśmy na miejsce, to była już noc. Jednak, żeby dotrzeć do Hogwarts-u musieliśmy płynąć łódkami. Gdy już dopłynęliśmy, to musieliśmy iść na salę, w której była tiara przydziału. Bo w tej szkole są cztery domy: Gryfindor, Sliterin, Hafylpaf i Rejwenkrołs. Mnie przydzielono do Gryfindoru. Harrego, Hermionę i Rona też. Prefekt oprowadził nas po szkole i po pokoju gryfonów. Gdy szliśmy spać Hermiona powiedziała mi, że w tej szkole jest ukryty wehikuł czasu. Wtedy zrobiłam wielkie oczy. Poszłam więc do Harrego i zapytałam się, czy mogę pożyczyć pelerynę niewidkę. Harry zgodził się. Gdy wszyscy spali to ja szukałam po całej szkole wehikułu czasu. W końcu znalazłam go w tajemniczym pokoju. Tam na wehikule czasu trzeba było wpisać rok oraz co się chciało zwiedzić. Ja wpisałam 1985 rok. Weszłam do wehikułu i założyłam specjalny zegarek , gdybym chciała wrócić. Nacisnęłam czerwony guzik i nagle przeniosłam się w przeszłość. Akurat pojawiłam się na tej ulicy, co chciałam. Zadzwoniłam do mieszkania, w którym mieszkała moja mama, gdy była małą dziewczynką. Gdy mnie wpuścili do środka mieszkania, to od razu zaczęłam wszystko opowiadać, jak się tu znalazłam itp. Wszyscy słuchali zaciekawieni.

nawet mi uwierzyli. Bawiłam się z moją małą mamą. Grałam w gumę, w pomidora i zgadywanie, rzucałyśmy do siebie piłką i opowiadałyśmy sobie śmieszne historie. Potem poszłyśmy też na plac zabaw i do sklepu, w którym kupiłyśmy sobie po jednym lizaku. A gdy zbliżała się noc to ja i moja mama zapytałyśmy się, czy mogę tu nocować. Rodzice mojej mamy, czyli mój dziadek i moja babcia zgodzili się. Ale zamiast pójść spać to wieczorem oglądałyśmy bajkę „Przygody Baltazara Gąbki” w czarno – białym telewizorze. W pewnym momencie zasnęłyśmy przed telewizorem. Dziadek jak to zobaczył to zaśmiał się krótko, a babcia przeniosła nas do łóżka.

Rano zobaczyłam, jak moja mama patrzy na mnie. Na śniadanie zjadłam kanapkę z wędliną. Cztery godziny później poszłyśmy razem na basen o nazwie Morskie Oko. Bawiłam się doskonale. A po basenie poszłam do kina. To jest najlepszy dzień mojego życia!!! Krzyknęłam z radości. Ale w pewnej chwili przypomniał mi się Hogwarts. I niestety musiałam się pożegnać. Rozpłakałam się bardzo mocno. Jednak wiedziałam, że jeszcze zobaczę mamę, ale już jak jest dorosła. Czyli tak, jak jest naprawdę. Więc pożegnałam się z moją małą mamą i przekręciłam zegarek. Wtedy w sekundę znalazłam się w szkole Hogwarts. Gdy szłam po korytarzu to zostałam przyłapana przez nauczyciela. Powiedział mi wtedy, że za złamanie regulaminu wyrzuca się ze szkoły. Więc poszłam się zapakować i pojechałam z powrotem do domu. W ogóle się tym nie przejmowałam, bo i tak wolałam swoją szkołę przy ulicy Greckiej.

Jak już dotarłam na peron, wtenczas najszybciej jak się dało pobiegłam do domu. Miałam mnóstwo do opowiedzenia! A najlepsze było to, jak wspaniale spędzałam czas z moją małą mamą.:)  „THE END”  

Maja Ożlańska kl. 3c                  

Podróż w czasie

Dziś my (ja i Emi) poszłyśmy po Kasię. Moja mama i tata wzięli nas do  muzeum historii, zegarów i czasu. Zwiedziłyśmy je całe, a potem poszliśmy do dodatkowo płatnej sali. Była w niej maszyna do podróży w czasie. Włączyłam guzik. Pojawiła się informacja o zasadach używania urządzenia. Pisało tam: ustaw czas, który chcesz przeznaczyć na podróż, następnie wpisz rok i miejsce, w którym chcesz się znaleźć.

 Wybraliśmy polski dwór królewski z 1732 r. na 2 godziny. Trafiliśmy do królewskich ogrodów. Bałam się, ale mama i tata nie. Kasia mówiła, że mamy szczęście. Zwiedziliśmy wszystkie zakątki. Było tam mnóstwo zwierząt, roślin i ozdób ogrodowych.

 Emi znalazła wejście do zamku. Były tam czerwone dywany wyszyte złotą nicią, dużo koron królewskich oraz 100 zbroi rycerskich z piórami ze złota lub  tylko pozłacane. Król siedział na tronie na końcu wielkiej sali pomiędzy stolikami z kwiatami i owocami. To on mówił do nas o zasadach. Przywitał się z nami i pokazał nam piękne komnaty. Potem posadził nas na kanapę i kazał służącym zapalić świece umieszczone wysoko na żyrandolu i na stolikach z przekąskami. Dostaliśmy w prezencie kilka klejnotów oraz po kilogramie złota i srebra. My daliśmy mu aparat fotograficzny. Wszyscy się ucieszyli. Służący też byli zadowoleni, bo otrzymali kilka sprayów do czyszczenia mebli. Królowa dostała pióro wieczne i atrament, a księżniczka sukienkę z cekinami.

Dwie godziny szybko minęły i wróciliśmy do domu. Było bardzo fajnie. Długo będziemy wspominać naszą wycieczkę.

Milena Palczyńska klasa III c

Zaświaty

            Posłuchajcie, nie uwierzycie, co mnie spotkało! Jak wszyscy wiecie mieszkam w starym domu po mojej babci. Pewnego dnia, a dokładnie wczoraj, poszłam z moim tatą do piwnicy, która również należała do mojej prababci. Tata powiedział, że mogę się tu rozejrzeć, bo on idzie naprawić starą maszynę do szycia. Piwnica była pełna niesamowitych rzeczy, a najbardziej zainteresowała mnie pewna skrzynka. Zwykła skrzynka, ale niezwykła była jej zawartość. W skrzynce była… znajdowała się stara gra, a pod tumanem kurzu odczytałam powoli „Z-a-ś-w-i-a-t-y”, „Zaświaty”. Po otwarciu ujrzałam w niej dziwną kostkę do gry, a gdy rzuciłam nią, nie wiadomo jak znalazłam się w innym wymiarze. Cofnęłam się do czasów jaskiniowców!!!

Bardzo się przestraszyłam, jednak postanowiłam iść dalej. Dotarłam do małych domków – przepraszam małych jaskiń. Gdzie tam, na spotkanie wyszła mi cała rodzina Flinstonów – bohaterów mojej ulubionej kreskówki. Wolałam nie podchodzić, bo nie wiedziałam jak zareagują – na jakiegoś dla nich „kosmitę” w zwariowanych ubraniach, który mówi, że żyje trzy tysiące lat do przodu! Ponieważ zbliżał się wieczór, więc żona pana Freda zaprosiła mnie na nocleg do ich jaskiń. Tego dnia jednak spać poszłam głodna, zrozumiecie mnie łatwo – no chyba, że lubicie grillowane skorpiony. Następnego dnia wstałam wcześnie rano, bo nie chciałam robić przykrości Flinstonom, że nie zjem z nimi śniadania. Lecz ku mojemu zdziwieniu, cała rodzina czekała już przy stole, więc nie mogłam im odmówić. Śniadanie, nie określę słowami! Było nie do zjedzenia! Jedyne, co mogłam zrobić, to zaprowadzić ich nad morze. Było blisko, bo mieszkali tuż przy plaży. Pytacie dlaczego nad morze? Mówi się, że sól jest cenniejsza od złota. Nabraliśmy wody do miseczki, którą zostawiliśmy w nasłonecznionym miejscu. Następnego dnia, z samego rana przed śniadaniem poszliśmy w to samo miejsce, a w miseczce zamiast wody znaleźliśmy sól. Tego dnia śniadanie było wyśmienite. Poza solą pokazałem Flinstonom jak smakują pomidory, akurat jednego miałam w kieszeni. Powiedziałam im też, że nigdy nie wolno wyrzucać pestek, bo właśnie z nich biorą się pomidory.

Byłam z siebie dumna, ale na myśl o rodzinie chciało mi się płakać. Pobiegłam więc do jaskini, bo chciałam zostać sama. Gdy nagle przewróciłam się, z kieszeni wypadła mi kostka, która  z powrotem przeniosła mnie do mojego wymiaru. Z piwnicy rozległ się głos taty „Skończyłem, czas na podwieczorek”. Pozostały tylko pytania, czy dawniej czas płynął inaczej? Czy ta gra była zaczarowana…

Milena Połczyńska  kl. III c

Spotkanie z dziewczynką z zapałkami

Pewnego dnia pani w szkole powiedziała, że naszą kolejną lekturą będzie „Dziewczynka z zapałkami”. Po lekcjach, gdy wróciłam do domu od razu zasiadłam do książki. Gdy skończyłam czytać zrobiło mi się żal tej dziewczynki. Kiedy dowiedziałam się, że historia ta wydarzyła się naprawdę poczułam wielki smutek, a po policzku popłynęła mi łza. Bardzo chciałam jej pomóc, lecz wiedziałam, że jest to niemożliwe.

Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Przypomniało mi się, że na strychu stoi stara skrzynia prababci, a w niej wehikuł czasu. Czym prędzej pobiegłam na górę. Otworzyłam skrzynię i wyciągnęłam maszynę. Składała się ona z dwóch rur połączonych stołem. Na stole była wajcha, która uruchamiała wehikuł. Ustawiłam rok 1845 i… nagle błysnęło, trzasnęło, zamigotało. Znalazłam się na ulicy jednego z duńskich miast. Było bardzo zimno, padał śnieg i zbliżał się wieczór. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie może być dziewczynka z zapałkami. Nagle zauważyłam przez szklane drzwi piękną, najpiękniejszą choinkę. To przecież tu! – pomyślałam – Wystarczy pójść tylko za ten dom. Nie czekając pobiegłam. Na miejscu zobaczyłam dziewczynkę leżącą na sianie i ogrzewającą się małym płomyczkiem z zapałki. Podeszłam do niej i zapytałam, jak ma na imię. Odpowiedziała: Lidia.

Lidia była dziewczynką o długich jasnych włosach, ładnym uśmiechu i zgrabnym nosku. Rozmawiałyśmy krótką chwilę. Opowiedziała mi o swojej rodzinie i wyjaśniła, czemu tu jest. Powiedziałam, że bardzo chcę jej pomóc i zaproponowałam, że może zamieszkać u mnie. Lidia bardzo się ucieszyła. Od razu bardzo się polubiłyśmy. Wróciłyśmy więc do wehikułu i przeniosłyśmy się do roku 2014. Na miejscu Lidia była bardzo zdziwiona tym, jak ludzie się ubierają, w jakich domach mieszkają. Musiałam też jej wytłumaczyć, co to jest samochód, do czego służy telefon, telewizor, komputer, lodówka, pralka. Zamieszkała razem ze mną w moim pokoju. Spędzałyśmy dużo czasu na zabawach. Lidia zaczęła chodzić do szkoły. Byłyśmy razem w klasie. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami.

To była bardzo interesująca przygoda. Cieszę się, że mogłam pomóc Lidii. Przede wszystkim uniknęła śmierci i otrzymała ciepły i rodzinny dom.

                                                    Ola Skorupska kl. III c

0 komentarzy

20

paź

Wieloznaczne opowieści

Autor: E.C.  Kategoria: Proza

Marzenia

Dawno temu w pewnych drzwiach tkwił zamek. Marzył o tym, by zwiedzić cały świat. Właścicielem domu był podróżnik, który właśnie wyruszał na nową wyprawę.
Była noc. Zamek  bardzo prosił Księżyc, aby mu pomógł spełnić marzenia. Nagle zamek tkwiący w drzwiach  zamienił się w zamek w kurtce. Rano podróżnik wstał, spakował się, ubrał kurtkę i wyjechał.
Wyjeżdżał w dalekie strony jeszcze wiele razy, a zamek mu towarzyszył. Był bardzo szczęśliwy, bo spełnił swoje marzenia.

Klaudia R.

Myszka

Mała myszka w dziurze spała,
Strasznie mi się spodobała.
Lecz, gdy kot przechodził drogą,
W mig zmykała w dziurę obok.
A gdy sera czuła troszkę,
Jak szalona biegła w pęd.
By skosztować chociaż kęs.
Gdy pewnego dnia wyjrzała,
Strasznie jej się spodobała
Szara skrzynka na stoliku
Co światełek ma bez liku.
Idzie, idzie… wreszcie doszła,
Zobaczyła, że w kabelek się wplątała.
Ups! Głośno się zaśmiała,
Bo myszką komputerową została.

Zosia K.

Wąż

Dzisiaj u Małgosi wszyscy przerażeni, bo podobno na tyle domu wąż się w słońcu mieni. Jest cały zielony i długi tak bardzo, że wszyscy z domów boją się wyjść. Czekają, żeby ktoś wezwał specjalistę, który zabierze  go do ZOO, lecz pomoc nie nadchodzi.

Dziadek Małgosi nie może znieść tych historii o wężu, więc bierze sprawy w swoje ręce. Wszyscy patrzą z okien ze zdziwieniem, jak dziadek ubrany w wysokie kalosze i gumowe rękawice szuka stwora w trawie.

W pewnym momencie w blasku słońca dziadek zauważa, że coś mieni się na ziemi. Bierze ogromne szczypce i łapie węża. podnosi go wysoko i zaczyna się śmiać. Wszyscy, którzy obserwują go z okien domów zamierają ze strachu zakrywając dłońmi oczy.

Okazuje się jednak, że to nie jest żaden groźny gad. To tylko wąż ogrodowy, a dziadek już odkręca wodę i podlewa swoje warzywa i kwiaty w ogrodzie. Taki jest koniec tej mrożącej krew w żyłach historii.

Karolina P.

Przyjęcie urodzinowe

Pewnego razu w moim domowym ogródku zamieszkała myszka. Uwielbiam gry komputerowe, więc myszka komputerowa była ze mną zawsze. Teraz żywa, szara myszka zamieszkała w moim ogródku.

Bardzo się zdziwiłam, gdy pewnego razu do mojego domu zapukała zebra. Była ona nadzwyczajna, ponieważ miała kolorowe paski, a na szyi w ozdobnej torebce przyniosła pyszne krówki.
– Dzień dobry, jestem przyjaciółką myszki, ona kończy dziś dziesięć lat – powiedziała zebra.
Chwilę później pojawiła się krówka. Okazało się, że ona też przyszła na urodziny myszki. Przyniosła jubilatce w prezencie fantastyczną mysz komputerową, bo myszka była wielką miłosniczką gry komputerowej „Minecraft”.
Za nimi pojawili się kolejni goście: kot, pies, kruk i królik. Kruk przyniósł w dziobie wyjątkową książkę pt. „Władca Pierścieni” – prawdziwy biały kruk. Przyęcie urodzinowe było huczne i wesołe. Goście grali na komputerze posługując się myszką i zajadali pyszne krówki.

Wszyscy w wyśmienitych nastrojach rozeszli się do domów. A że ważne były dla nich zasady ruchu drogowego przez jezdnię przechodzili wyłącznie po zebrze.

Hania W.

Żyła kiedyś mała myszka, która miała wielu przyjaciół. Mieszkała na łące niedaleko lasu, żywiła się nasionami zbóż.

Nadeszła zima. Małej myszce było bardzo zimno i nie miała co jeść. Szła przed siebie, aż w końcu ujrzała w oddali domek. Mieszkała w nim dziewczynka, która się jej nie bała i zaopiekowała się nią. Karmiła ją i zrobiła jej malitki domek.

Pewnego razu myszka zobaczyła, że dziewczynka płacze. Okazało się, że nie może ona wysłać życzeń urodzinowych swojemu tacie, ponieważ zepsuła się myszka komputerowa. Polna myszka poprosiła wiec wróźkę, żeby zaminiła ją w myszkę komputerową.

W ten sposób odwdzięczyła się dziewczynce za dobre serce i uratowanie życia.

Ula M.

Historie o zamkach

W dużym zamku zepsuł się zamek do drzwi wejściowych. Mieszkańcy zamku zauważyli usterkę, więc wezwali fachowca od zamków. Po naprawie zamka fachowiec założył przeciwdeszczową kurtkę, zasunął zamek w kurtce i udał się na plażę. Spacerując brzegiem morza przyglądał się dzieciom  budującym zamki z piasku.

Michał B.


Był sobie zamek. Zwykły zamek w zupełnie zwykłych drzwiach. Jednak miał on niezwykłe marzenie. Chciał zostać wielkim, królewskim zamkiem z pięknymi komnatami i salą balową.

Pewnego dnia, kiedy miasto nawiedziła wielka powódź, masa wody wyrwała drzwi z zawiasów i nasz zamek popłynął z nurtem. Płynął tak i płynął przez dwanaście dni. Kiedy woda opadła, drzwi  znalazły się na posesji pana Zenona. Ten wymontował zamek i sprzedał go na targu. Okazało się, że szczęsliwym nabywcą był lokaj królowej Elżbiety II. Zabrał go do Pałacu Buckingham w Londynie.

Zamek został zamontowany w drzwiach od spiżarki. Co prawda nie stał się wielkim zamkiem, ale został zamkiem w zamku.

Martyna S.

0 komentarzy

Ostatnie wpisy

  • Co się wydarzyło nad jeziorem?
  • Książka, którą powinni przeczytać wszyscy dorośli i dzieci
  • Krzyżówka biblioteczna
  • Woda źródłem życia
  • Tydzień Książki Elektronicznej

Najnowsze komentarze

    Archiwa

    • listopad 2020
    • październik 2020
    • maj 2017
    • kwiecień 2017
    • marzec 2017
    • grudzień 2016
    • październik 2016
    • czerwiec 2016
    • maj 2016
    • kwiecień 2016
    • styczeń 2016
    • listopad 2015
    • maj 2015
    • marzec 2015
    • listopad 2014
    • październik 2014
    • marzec 2014
    • styczeń 2014
    • październik 2013
    • wrzesień 2013
    • czerwiec 2013
    • kwiecień 2013
    • marzec 2013
    • luty 2013
    • styczeń 2013

    Kategorie

    • Aktualności
    • Ćwiczenia interaktywne
    • Ogłoszenia
    • Poezja
    • Prace konkursowe
    • Proza
    • Recenzje
    • Rok Henryka Sienkiewicza
    • Współpraca międzynarodowa
    • Wywiady

    Meta

    • Zaloguj się
    • Kanał wpisów
    • Kanał komentarzy
    • WordPress.org

    Ostatnie wpisy

    • Co się wydarzyło nad jeziorem?
    • Książka, którą powinni przeczytać wszyscy dorośli i dzieci
    • Krzyżówka biblioteczna
    • Woda źródłem życia
    • Tydzień Książki Elektronicznej
    • Zdarzyło się w Polsce
    • Czytelnicze rewolucje!!!
    • Opowiadania z kropką :) z okazji Dnia Kropki
    • Nie tylko dla detektywów
    • Przygody z bogami greckimi
    • Losowe wpisy

      • Wehikuł czasu
      • Czytelnicze rewolucje!!!
      • Przysłowia – krzyżówka Emilki
      • ,,Potęga podświadomości”
      • Ściąga :)
      • MIĘDZY NAMI CZYTELNIKAMI
      • Wrocławskie Targi Dobrych Książek
    © 2025 Klub Młodego Literata działa na silniku WordPress
    Autor grafiki: Mark Hoodia, tłumaczenie: Theme Wordpress