Podczas naszego spotkania z autorką dwóch części „ Wojny w Jangblizji” , która mieszka i tworzy w Holandii , zapytaliśmy także o wpływ emigracji na jej twórczość.
P: Czy to jak Pani studiowała, jak Pani czuła się na tej uczelni, jakoś wpłynęło na niektóre przemyślenia, które zawarła Pani w książce. Mam na myśli właśnie to czucie się obcym, ta emigracja.
A.S.: Na uczelni w Amsterdamie czułam się bardzo dobrze. Uwielbiałam moich wykładowców i bardzo lubiłam studiować. Szczerze mówiąc, gdy otrzymałam dyplom, to do dziś bardzo mi tego brakuje i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wrócić na uniwersytet. Tam na pewno bardzo dużo spraw wpłynęło na moją książkę. Między innymi to, że studiowałam j. polski, który był wykładany przez Holendrów. Spojrzałam na naszą mowę z perspektywy osób mówiących innym językiem. Omawialiśmy również literaturę polską, na przykład Sienkiewicza i mogłam poznać spojrzenie innych na to co ja już znałam z Polski. To było dla mnie niezwykle ciekawe. Omawialiśmy ” Ogniem i mieczem” i nasz wykładowca potraktował tę powieść całkiem inaczej niż my do niej podchodzimy w Polsce. To było dla mnie interesujące i wykorzystywałam to w tworzeniu książki – na różne rzeczy, przedmioty, uczucia, wydarzenia można spojrzeć z innej perspektywy i to wcale nie znaczy, że musi to być zła perspektywa, wystarczy zrozumieć, że każdy ma swój punkt widzenia.
P: Co ma dla Pani większe znaczenie pisanie i tworzenie książki czy efekt po jej zakończeniu?
A.S.: Dobre pytanie. Bardzo lubię pisać, pisanie jest dla mnie bardzo ważne i potrzebuję go. Już teraz czuję, że ciągnie mnie do klawiatury. Możesz to porównać do tego co czujesz, gdy jesteś głodna, lub gdy chce ci się pić. Po prostu chce mi się usiąść do pisania. Dlatego, że teraz tak dużo podróżuję, nie miałam w ogóle na to czasu. Tak jak Wam wcześniej na spotkaniu opowiadałam, aby tworzyć potrzebuję spokoju i nie mam na myśli tylko ciszy. Chodzi o to, że teraz cały czas coś robię a aby zacząć tworzyć muszę usiąść i się wyciszyć. Teraz jestem co dwa dni innym mieście, nie mam czasu nawet ochłonąć, tyle się dzieje w realnym świecie. Samo pisanie jest dla mnie bardzo ważne, ale robię to, aby zobaczyć później gotową książkę. Bardzo się cieszę, gdy zamknę pewien rozdział tego tworzenia i trzymam w dłoniach zapisane strony, ale znowu, gdy skończę to chcę dalej pisać. A co gorsze, to mogłabym do tego co właśnie zrobiłam kolejny raz usiąść i poprawić. Ciągle poprawiam i to czasem jest straszne, bo w pewnym momencie kończę poprawiać a nie kończę pisać. W końcu mówię dość, ponieważ mogłabym tak poprawiać w nieskończoność. To jest wada i zaleta w jednym.
P: Jest pani autorką dwujęzycznego wydania książki „ Słowa do użytku wewnętrznego”, która a jest zbiorem felietonów o życiu na emigracji. Czy książka ukaże się również w Polsce?
A.S.: Być może kiedyś, ale na razie chyba jeszcze nie. Muszę się Wam pochwalić, że w tę trasę przywiozłam egzemplarze „Słów…” i już nic nie dowiozłam do Wrocławia, wszystko sprzedałam.
P: O to szkoda!
A.S.: Nie spodziewałam się, że zainteresowanie będzie tak ogromne, bardzo się z tego powodu cieszę, ale na odpowiadając na twoje pytanie, książka ta nie jest dostępna w polskich księgarniach. Być może kiedyś będzie nie wiem. Na pewno można ją zamówić przez Internet, wydało ją PNKV Polsko –Holenderskie Stowarzyszenie Kulturalne.
P: To są wszystkie moje pytania. Bardzo dziękuje za wywiad.
A.S.: Dziękuję Wam bardzo!