PODRÓŻ W CZASIE
Był pierwszy dzień wakacji. Pamiętam, jakby to się stało wczoraj. Dzisiaj to wam opowiem.
W pierwszy dzień wakacji odwiedziła mnie Milena. Poszłyśmy razem do sklepu z ubraniami. Każda z nas wzięła sobie po jednej sukience i poszła do przebieralni. Stwierdziłyśmy, że pasują jak ulał, więc kupiłyśmy je i wróciłyśmy do domu. Chciałyśmy się w nich pokazać rodzicom, dlatego poszłyśmy na strych. Gdy weszłyśmy na górę zobaczyłam bardzo fajną przebieralnię i podeszłam do niej. Jednak obok była też i druga. Weszłyśmy do nich i zobaczyłyśmy różne guziki. Wcisnęłam największy i cała przebieralnia zaczęła się trząść. Milena myślała, że tak ma być i zrobiła to samo. Na monitorku pojawiły się czterocyfrowe liczby, które nagle zaczęły maleć.
Gdy wyszłam z przebieralni monitorek wyświetlał 1665 i wtedy zrozumiałam, że przeniosłyśmy się w czasie. To był wehikuł czasu! Wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle: miałam duże zielone oczy, długie brązowe warkocze i kowbojski strój. W pobliżu zobaczyłam stajnię z czterema końmi. Były tam dwa duże ogiery, jedna klacz i malutki źrebaczek. Milena, gdy zobaczyła konie, powiedziała że zostanie z nimi, a ja dosiadłam jednego wierzchowca i pognałam do pobliskiego miasteczka.
Był tam sklep z serami i budka z napisem SZERYF. Wtedy zrozumiałam , że naprawdę jestem na Dzikim Zachodzie. Zobaczyłam białego psa z obrożą, na której napisano PIORUN. Powiem wam, że nie tylko był podobny do mojego Pioruna – to po prostu był mój Piorun. Pewnie wszedł za mną do przebieralni.
– Piorun, co tu robisz? – spytałam. – No tak, wszędzie za mną łazisz… Wskakuj do plecaczka i jedziemy.
Minęliśmy hipnotyzera, sklep z antykami, kowala i … mechanika.
– Proszę pana, skąd pan się tu wziął? Jest rok 1665 i nie ma mechaników.
– To długa historia – odparł. – Lepiej powiedz, w czym mogę ci pomóc.
– Chciałabym już wrócić do domu, razem z przyjaciółką niechcący przeniosłam się w czasie.
– Jak ja cię rozumiem – westchnął. – Prowadź do wehikułu!
Gdy dotarliśmy na miejsce, mechanik coś poprzestawiał i już mogłyśmy wracać przez naszą przebieralnię do domu. Nacisnęłyśmy guzik i już po chwili byłyśmy na miejscu.
Pożegnałam się z Mileną i poszłam na strych po sukienkę. Zobaczyłam złotą lampkę. Wytarłam ją z kurzu i nagle wystrzeliła w powietrze. Po chwili leżałam na piasku. Niebo było fioletowe, w paski, a ja już wiedziałam:
– Jestem w lampie dżina! Ale to już inna historia. Czy jest tu jakiś mechanik???
Emilia Tomaszewska klasa III c
TITANIC URATOWANY
Nie tak dawno oglądałem film pt.: „Titanic”. Zrobiło mi się smutno, że ten statek zatonął. Pomyślałem, że gdybym miał możliwość cofnięcia się w czasie i zapobiegnięcia katastrofie, byłbym bardzo szczęśliwy. Poszedłem do piwnicy, żeby przynieść ziemniaki. Kiedy tam wszedłem zobaczyłem, że na półce leży dziwny zegarek, a obok niego kartka. Najpierw wziąłem kartkę, na której było napisane, że ten zegarek umożliwia podróż w czasie. Na kartce była też instrukcja jak się nim posługiwać. Polegało to na tym, że jeden przycisk cofał w czasie, a drugi na odwrót. Wtedy pomyślałem, że mógłbym cofnąć się w czasie do dwudziestego wieku, do 1912 r. i zapobiec katastrofie statku „Titanic”. Nacisnąłem więc przycisk i pojawiłem się w tunelu czasu. Wyglądał on tak, że na ścianach były zegarki, a ja latałem dookoła nich. Nagle puściłem i znalazłem się na ulicach Liverpoolu. Zobaczyłem kapitana „Titanica”. Kapitan nagle się o coś potknął i gdyby nie ja wpadłby do morza.
–Widzę, że jesteś spostrzegawczy chłopcze. Chciałbyś pracować na Titanicu w bocianim gnieździe?- zapytał kapitan. Za to, że mnie uratowałeś będziesz miał jedzenie i noclegi za darmo- dodał kapitan.
-Tak, zgadzam się- odpowiedziałem.
***
Kiedy wszedłem na pokład, a potem na bocianie gniazdo, siedziałam tam przez cztery dni. W wolnym czasie piłem mleko i patrzyłem, jak fruwają mewy. Piątego dnia wiedziałem, że będzie płynąć góra lodowa, więc jak tylko zapadła noc czuwałem na bocianim gnieździe. Kiedy tylko ją zobaczyłem krzyknąłem: „Góra lodowa!” Już mieliśmy się zderzyć, gdy statek zahamował. Potem wszyscy cieszyli się ,że ich uratowałem. Kiedy dotarliśmy do Nowego Jorku odbyło się przyjęcie na moją cześć. Za trzy miesiące wróciliśmy do Anglii. Nacisnąłem przycisk w zegarku i wróciłem do domu do 2014 r. Przyniosłem ziemniaki do domu. Okazało się, że w tym czasie nie minęła ani sekunda. Po tym wszystkim chciałem obejrzeć film „Titanic”.
Eryk Pszczołowski kl. III c
Podróż w czasie – Wrocław, rok 2214
Każdy z nas chciałby się przenieść w przyszłość, jest to w prawdzie niemożliwe, ale mi i mojej koleżance to się przytrafiło.
Pewnego dnia mój dziadek zbudował maszynę do teleportowania się w czasie. Była wspaniała, ale dziadek mówił „nie dotykać”, gdy zbliżałam się do maszyny. Następnego dnia przyjechała do mnie Milena i bawiłyśmy się w detektywów, gdy mój dziadek wyszedł ze swojego warsztatu my potajemnie się tam zakradłyśmy. W warsztacie dziadka na środku stała ta jedyna maszyna z tysiącami przycisków. Milena kliknęła niebieski przycisk, a maszyna dziwnym głosem powiedziała: „Powiedz ile dni lub lat chcesz przenieść się w przyszłość”? Milena powiedziała „200 lat w przyszłość to wystarczający czas”. Po chwili drzwiczki do maszyny otworzyły się, a my niepewnym krokiem weszłyśmy do środka. Nagle maszyna zaczęła się trząść, a my poleciałyśmy do jakiegoś miasta. Gdy tam wylądowałyśmy zobaczyłyśmy wielką tablicę z napisem „Wrocław 2214 rok.”
Rozejrzałyśmy się dookoła i ze zdziwieniem zapytałam Milenę: „Widzisz jakiś samochód?” Milena krótko i szczerze odpowiedziała: „Nie widzę”. Nagle na moją głowę spadł kabanos, a po chwili usłyszałam „przepraszam”. Spojrzałyśmy w górę, a tam masa samochodów i rowery ze skrzydłami, a obok nas przeleciał jakiś chłopak na desce. Zrobiłyśmy wielkie oczy i otworzyłyśmy buzię ze zdziwienia, ponieważ pierwszy raz widziałyśmy takie cuda.
Nie mogłyśmy w to wszystko uwierzyć, domy były kolorowe i w różnych kształtach. Dookoła było bardzo dużo zielonych drzew i barwnych kwiatów. Zapytałyśmy przechodzącej dziewczynki, jak się tutaj żyje, a ona odpowiedziała, że idealnie, ponieważ wszystko jest ekologiczne, powietrze jest czyste i dlatego żywność nie jest skażona, a wszyscy są zdrowi. Powiedziała również, że ludzie są szczęśliwi, ponieważ wszyscy mają pracę i żyją w dostatku, i nikomu niczego nie brakuje. Nie ma też przestępców i świat jest piękny i kolorowy, jak te domy. Byłyśmy z Mileną pod ogromnym wrażeniem, że w przyszłości jest tak jak w bajce i każdy by chciał tak żyć. Miałyśmy ochotę obejrzeć to wszystko, ale nasza wyprawa zaczęła dobiegać końca, ponieważ coś zaczęło nas wciągać i po chwili wylądowałyśmy z powrotem w warsztacie dziadka. Szybko pobiegłyśmy do mojego pokoju, ale po drodze spotkałyśmy dziadka, który zapytał, gdzie tak długo byłyśmy? A my równocześnie odpowiedziałyśmy, że w bajce i pobiegłyśmy dalej.
To była przygoda mojego życia i chciałabym, żeby świat wyglądał tak, jak ja go zobaczyłam w przyszłości. Może z Mileną zbudujemy taką samą maszynę i częściej będziemy wybierać się w przyszłość.
Julia Leszkiewicz klasa 3c
Wehikuł czasu
Pewnego czwartkowego dnia zapukał do naszych drzwi listonosz. Przywiózł list , który był do mnie. A więc szybko wzięłam list podziękowałam i pożegnałam listonosza. W liście było napisane, czy chciałabym chodzić do szkoły o nazwie Hogwarts. Ja i mama wytrzeszczyłyśmy oczy. Myślałam, że Hogwarts nie istnieje… Mama powiedziała, że może mnie zapisać do Hogwarts-u. Tak się ucieszyłam i uściskałam mamę. Mama poinformowała mnie, że już jutro pojadę do szkoły magii i czarodziejstwa. I gdy to usłyszałam, to w szybko poszłam się zapakować. Po zapakowaniu się była godzina 19:00, a była to godzina, o której powinnam się już myć, a po myciu spanie.
Rano obudziłam się o godzinie 9:38. Po pierwsze – umyłam się, ubrałam się , po drugie zjadłam śniadanie, a po trzecie założyłam kurtkę i buty i wyszłam na dwór, żeby kupić potrzebne rzeczy. A to wszystko można kupić na ulicy Pokątnej. Dokładnie nie pamiętam jak się tam dostałam. A na liście były takie rzeczy do kupienia: czarna szata, różdżka, zwierzątko, kociołek i jeszcze kilka innych przedmiotów. Po zakupach poszłam na dworzec, gdzie musiałam iść na peron „dziewięć i trzy czwarte”. Z początku miałam problem, bo nigdzie nie mogłam znaleźć tego peronu. Po chwili zobaczyłam, jak jakieś dzieci jechały z wózkiem prosto w mur! Ale cudem gdzieś się „przeteleportowały”. Ja też spróbowałam i też się „przeteleportowałam”. I tam gdzie byłam był peron „dziewięć i trzy czwarte”. Uśmiechnęłam się i weszłam do pociągu. W tym pociągu poznałam: Rona Wesleya, Hermionę Grenger i Harrego Pottera.
Przez całą drogę rozmawialiśmy ze sobą. kiedy dotarliśmy na miejsce, to była już noc. Jednak, żeby dotrzeć do Hogwarts-u musieliśmy płynąć łódkami. Gdy już dopłynęliśmy, to musieliśmy iść na salę, w której była tiara przydziału. Bo w tej szkole są cztery domy: Gryfindor, Sliterin, Hafylpaf i Rejwenkrołs. Mnie przydzielono do Gryfindoru. Harrego, Hermionę i Rona też. Prefekt oprowadził nas po szkole i po pokoju gryfonów. Gdy szliśmy spać Hermiona powiedziała mi, że w tej szkole jest ukryty wehikuł czasu. Wtedy zrobiłam wielkie oczy. Poszłam więc do Harrego i zapytałam się, czy mogę pożyczyć pelerynę niewidkę. Harry zgodził się. Gdy wszyscy spali to ja szukałam po całej szkole wehikułu czasu. W końcu znalazłam go w tajemniczym pokoju. Tam na wehikule czasu trzeba było wpisać rok oraz co się chciało zwiedzić. Ja wpisałam 1985 rok. Weszłam do wehikułu i założyłam specjalny zegarek , gdybym chciała wrócić. Nacisnęłam czerwony guzik i nagle przeniosłam się w przeszłość. Akurat pojawiłam się na tej ulicy, co chciałam. Zadzwoniłam do mieszkania, w którym mieszkała moja mama, gdy była małą dziewczynką. Gdy mnie wpuścili do środka mieszkania, to od razu zaczęłam wszystko opowiadać, jak się tu znalazłam itp. Wszyscy słuchali zaciekawieni.
nawet mi uwierzyli. Bawiłam się z moją małą mamą. Grałam w gumę, w pomidora i zgadywanie, rzucałyśmy do siebie piłką i opowiadałyśmy sobie śmieszne historie. Potem poszłyśmy też na plac zabaw i do sklepu, w którym kupiłyśmy sobie po jednym lizaku. A gdy zbliżała się noc to ja i moja mama zapytałyśmy się, czy mogę tu nocować. Rodzice mojej mamy, czyli mój dziadek i moja babcia zgodzili się. Ale zamiast pójść spać to wieczorem oglądałyśmy bajkę „Przygody Baltazara Gąbki” w czarno – białym telewizorze. W pewnym momencie zasnęłyśmy przed telewizorem. Dziadek jak to zobaczył to zaśmiał się krótko, a babcia przeniosła nas do łóżka.
Rano zobaczyłam, jak moja mama patrzy na mnie. Na śniadanie zjadłam kanapkę z wędliną. Cztery godziny później poszłyśmy razem na basen o nazwie Morskie Oko. Bawiłam się doskonale. A po basenie poszłam do kina. To jest najlepszy dzień mojego życia!!! Krzyknęłam z radości. Ale w pewnej chwili przypomniał mi się Hogwarts. I niestety musiałam się pożegnać. Rozpłakałam się bardzo mocno. Jednak wiedziałam, że jeszcze zobaczę mamę, ale już jak jest dorosła. Czyli tak, jak jest naprawdę. Więc pożegnałam się z moją małą mamą i przekręciłam zegarek. Wtedy w sekundę znalazłam się w szkole Hogwarts. Gdy szłam po korytarzu to zostałam przyłapana przez nauczyciela. Powiedział mi wtedy, że za złamanie regulaminu wyrzuca się ze szkoły. Więc poszłam się zapakować i pojechałam z powrotem do domu. W ogóle się tym nie przejmowałam, bo i tak wolałam swoją szkołę przy ulicy Greckiej.
Jak już dotarłam na peron, wtenczas najszybciej jak się dało pobiegłam do domu. Miałam mnóstwo do opowiedzenia! A najlepsze było to, jak wspaniale spędzałam czas z moją małą mamą.:) „THE END”
Maja Ożlańska kl. 3c
Podróż w czasie
Dziś my (ja i Emi) poszłyśmy po Kasię. Moja mama i tata wzięli nas do muzeum historii, zegarów i czasu. Zwiedziłyśmy je całe, a potem poszliśmy do dodatkowo płatnej sali. Była w niej maszyna do podróży w czasie. Włączyłam guzik. Pojawiła się informacja o zasadach używania urządzenia. Pisało tam: ustaw czas, który chcesz przeznaczyć na podróż, następnie wpisz rok i miejsce, w którym chcesz się znaleźć.
Wybraliśmy polski dwór królewski z 1732 r. na 2 godziny. Trafiliśmy do królewskich ogrodów. Bałam się, ale mama i tata nie. Kasia mówiła, że mamy szczęście. Zwiedziliśmy wszystkie zakątki. Było tam mnóstwo zwierząt, roślin i ozdób ogrodowych.
Emi znalazła wejście do zamku. Były tam czerwone dywany wyszyte złotą nicią, dużo koron królewskich oraz 100 zbroi rycerskich z piórami ze złota lub tylko pozłacane. Król siedział na tronie na końcu wielkiej sali pomiędzy stolikami z kwiatami i owocami. To on mówił do nas o zasadach. Przywitał się z nami i pokazał nam piękne komnaty. Potem posadził nas na kanapę i kazał służącym zapalić świece umieszczone wysoko na żyrandolu i na stolikach z przekąskami. Dostaliśmy w prezencie kilka klejnotów oraz po kilogramie złota i srebra. My daliśmy mu aparat fotograficzny. Wszyscy się ucieszyli. Służący też byli zadowoleni, bo otrzymali kilka sprayów do czyszczenia mebli. Królowa dostała pióro wieczne i atrament, a księżniczka sukienkę z cekinami.
Dwie godziny szybko minęły i wróciliśmy do domu. Było bardzo fajnie. Długo będziemy wspominać naszą wycieczkę.
Milena Palczyńska klasa III c
Zaświaty
Posłuchajcie, nie uwierzycie, co mnie spotkało! Jak wszyscy wiecie mieszkam w starym domu po mojej babci. Pewnego dnia, a dokładnie wczoraj, poszłam z moim tatą do piwnicy, która również należała do mojej prababci. Tata powiedział, że mogę się tu rozejrzeć, bo on idzie naprawić starą maszynę do szycia. Piwnica była pełna niesamowitych rzeczy, a najbardziej zainteresowała mnie pewna skrzynka. Zwykła skrzynka, ale niezwykła była jej zawartość. W skrzynce była… znajdowała się stara gra, a pod tumanem kurzu odczytałam powoli „Z-a-ś-w-i-a-t-y”, „Zaświaty”. Po otwarciu ujrzałam w niej dziwną kostkę do gry, a gdy rzuciłam nią, nie wiadomo jak znalazłam się w innym wymiarze. Cofnęłam się do czasów jaskiniowców!!!
Bardzo się przestraszyłam, jednak postanowiłam iść dalej. Dotarłam do małych domków – przepraszam małych jaskiń. Gdzie tam, na spotkanie wyszła mi cała rodzina Flinstonów – bohaterów mojej ulubionej kreskówki. Wolałam nie podchodzić, bo nie wiedziałam jak zareagują – na jakiegoś dla nich „kosmitę” w zwariowanych ubraniach, który mówi, że żyje trzy tysiące lat do przodu! Ponieważ zbliżał się wieczór, więc żona pana Freda zaprosiła mnie na nocleg do ich jaskiń. Tego dnia jednak spać poszłam głodna, zrozumiecie mnie łatwo – no chyba, że lubicie grillowane skorpiony. Następnego dnia wstałam wcześnie rano, bo nie chciałam robić przykrości Flinstonom, że nie zjem z nimi śniadania. Lecz ku mojemu zdziwieniu, cała rodzina czekała już przy stole, więc nie mogłam im odmówić. Śniadanie, nie określę słowami! Było nie do zjedzenia! Jedyne, co mogłam zrobić, to zaprowadzić ich nad morze. Było blisko, bo mieszkali tuż przy plaży. Pytacie dlaczego nad morze? Mówi się, że sól jest cenniejsza od złota. Nabraliśmy wody do miseczki, którą zostawiliśmy w nasłonecznionym miejscu. Następnego dnia, z samego rana przed śniadaniem poszliśmy w to samo miejsce, a w miseczce zamiast wody znaleźliśmy sól. Tego dnia śniadanie było wyśmienite. Poza solą pokazałem Flinstonom jak smakują pomidory, akurat jednego miałam w kieszeni. Powiedziałam im też, że nigdy nie wolno wyrzucać pestek, bo właśnie z nich biorą się pomidory.
Byłam z siebie dumna, ale na myśl o rodzinie chciało mi się płakać. Pobiegłam więc do jaskini, bo chciałam zostać sama. Gdy nagle przewróciłam się, z kieszeni wypadła mi kostka, która z powrotem przeniosła mnie do mojego wymiaru. Z piwnicy rozległ się głos taty „Skończyłem, czas na podwieczorek”. Pozostały tylko pytania, czy dawniej czas płynął inaczej? Czy ta gra była zaczarowana…
Milena Połczyńska kl. III c
Spotkanie z dziewczynką z zapałkami
Pewnego dnia pani w szkole powiedziała, że naszą kolejną lekturą będzie „Dziewczynka z zapałkami”. Po lekcjach, gdy wróciłam do domu od razu zasiadłam do książki. Gdy skończyłam czytać zrobiło mi się żal tej dziewczynki. Kiedy dowiedziałam się, że historia ta wydarzyła się naprawdę poczułam wielki smutek, a po policzku popłynęła mi łza. Bardzo chciałam jej pomóc, lecz wiedziałam, że jest to niemożliwe.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Przypomniało mi się, że na strychu stoi stara skrzynia prababci, a w niej wehikuł czasu. Czym prędzej pobiegłam na górę. Otworzyłam skrzynię i wyciągnęłam maszynę. Składała się ona z dwóch rur połączonych stołem. Na stole była wajcha, która uruchamiała wehikuł. Ustawiłam rok 1845 i… nagle błysnęło, trzasnęło, zamigotało. Znalazłam się na ulicy jednego z duńskich miast. Było bardzo zimno, padał śnieg i zbliżał się wieczór. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie może być dziewczynka z zapałkami. Nagle zauważyłam przez szklane drzwi piękną, najpiękniejszą choinkę. To przecież tu! – pomyślałam – Wystarczy pójść tylko za ten dom. Nie czekając pobiegłam. Na miejscu zobaczyłam dziewczynkę leżącą na sianie i ogrzewającą się małym płomyczkiem z zapałki. Podeszłam do niej i zapytałam, jak ma na imię. Odpowiedziała: Lidia.
Lidia była dziewczynką o długich jasnych włosach, ładnym uśmiechu i zgrabnym nosku. Rozmawiałyśmy krótką chwilę. Opowiedziała mi o swojej rodzinie i wyjaśniła, czemu tu jest. Powiedziałam, że bardzo chcę jej pomóc i zaproponowałam, że może zamieszkać u mnie. Lidia bardzo się ucieszyła. Od razu bardzo się polubiłyśmy. Wróciłyśmy więc do wehikułu i przeniosłyśmy się do roku 2014. Na miejscu Lidia była bardzo zdziwiona tym, jak ludzie się ubierają, w jakich domach mieszkają. Musiałam też jej wytłumaczyć, co to jest samochód, do czego służy telefon, telewizor, komputer, lodówka, pralka. Zamieszkała razem ze mną w moim pokoju. Spędzałyśmy dużo czasu na zabawach. Lidia zaczęła chodzić do szkoły. Byłyśmy razem w klasie. Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
To była bardzo interesująca przygoda. Cieszę się, że mogłam pomóc Lidii. Przede wszystkim uniknęła śmierci i otrzymała ciepły i rodzinny dom.
Ola Skorupska kl. III c
Powiązane wpisy
Brak odpowiedzi do tego wpisu
Zostaw odpowiedź